czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 1

   Elaine biegła ile sił w nogach korytarzami Twierdzy. Znowu zaspała i prawdopodobnie ZNOWU spóźni się na poranną odprawę. Wpadła do jadalni jak burza i oczywiście zastała jedzących już uczniów. Miała szczerą nadzieję, że jej się upiecze. Już, już siadała do swojego stołu gdy... 
- Rowancrow, do mnie! - niemal czuła na sobie to zimne spojrzenie znienawidzonej nauczycielki. Przełknęła ślinę i odeszła razem z nią na bok
- Znowu... I uwierz mi karanie Cię to dla mnie czysta przyjemność, ale dyrektor chce żebyś tym razem odpłaciła w nieco inny sposób.

- To znaczy, pani Profesor ?
- Jutro dołączy do nas trzech chłopców. Są mniej więcej w twoim wieku i nigdy nie byli w Twierdzy...
- Nigdy ? To chyba cud, że przetrwali, to znaczy... Przepraszam, wyrwało mi się. Proszę mówić dalej.
- Do tej pory radzili sobie sami, ale z wiekiem przyciąga się coraz więcej potworów. Hermes ich znalazł i osobiście dostarczy. Są naprawdę potężni i, tak myślę, uzdolnieni. Dyrektor postanowił, że to ty sprawdzisz ich umiejętności i dopiszesz to jednego z poziomów. Nie patrz tak na mnie, ja bym Ci tak ważnego zadania nie powierzyła.
- Domyślam się, pani Profesor...
- Nie pyskuj... Dyrektor uważa, że uczysz się profesjonalnie od tak dawna, że na pewno sobie poradzisz. Musisz się jednak liczyć z tym, że pomylisz się z którymkolwiek z nich o choćby jedną kategorię, a pogadamy inaczej.
Profesor Gardiner poprawiła żakiet i bez słowa pożegnania udała się do stołu nauczycielskiego. Zrezygnowana dziewczyna zrobiła to samo, siadając naprzeciwko Josha.
- Hej, co tym razem musisz zrobić ? Wyglądasz jakbyś musiała co najmniej paznokciami skrobać wszystkie kible w Twierdzy.
Przewróciła oczami i pokrótce mu wszystko wyjaśniła.
Zagwizdał.
- No nieźle,dziewczyno! To chyba niezły zaszczyt, co ?
- Czy ja wiem... Ostatecznie Gardiner i tak mnie ukaże, gwarantuje Ci to.
- Nie jest taka zła. Całkiem niezła z niej laska!
- Tak i mnie nienawidzi.
- Nie przesadzaj, El. Poza tym będziesz testować trzy super ciacha. Możesz w nich spokojnie przebierać!
- Jasne. Tobie też zostawić jednego ?
- Pewnie, ale koniecznie bruneta - mrugnął do niej i z szerokim uśmiechem odszedł od stołu. Poprawiło jej to nieco humor. Sama myśl, że Josh (Ten Josh!) mógłby być zainteresowany facetem, a nie kolejną cycatą laską, była bardzo zabawna. I w dodatku miał trochę racji. Może nie wyrwie, ale co się napatrzy to jej. Rozbawiona również wstała od stołu i udała się do swojego pokoju. Siedem poziomów nauczania, tyle ich było w Twierdzy. Samowolne przypisanie trzech nieznanych chłopaków do jednego z nich, zdawało jej się niemal nieosiągalne. Ale dyrektor dał jej tydzień. Da radę, musi dać. I musi też przed jutrem dokładnie przypomnieć sobie klasyfikację. Co musi umieć kandydat, żeby znaleźć się na danym poziomie...
Poziom 0 - początkujący, nic nieumiejący.
Poziom 1 - teoria.
Poziom 2 - podstawowe chwyty, dobre posługiwanie się swoją mocą poboskim rodzicu.
Poziom 3 - umiejętność jakiej takiej walki.
Poziom 4 - walka 1:2, kamuflaż.

Poziom 5 - niemal perfekcyjne posługiwanie się mocą, walka na zaawansowanym poziomie.
Poziom 6 - wszystkie te umiejętności (czas na ciągłe doskonalenie ich, aż do decyzji mentora o Twojej gotowości).
Gdy skończyło się poziom 6 można było legalnie opuścić Twierdzę lub zostać nauczycielem. Elaine gdy w wieku 12 lat trafiła tutaj z bratem odrazu została przypisana z nim do poziomu 4. Oboje byli tam najmłodsi, ale nie było się czmeu dziwić. Od najmłodszych lat byli szkoleni przez swojego wujka, herosa i byłego nauczyciela. Notabene tyrana, który znęcał się nad nimi, a po śmierci cioci wywalił ich na zbity pysk. Ją i jej brata też znalazł i dostarczył do Twierdzy sam Hermes. Było to zdecydowanie jedno z milszych wspomnień jej dzieciństwa. Teraz, od prawie dwóch lat, była na 6 poziomie. To zdecydowanie za długo. Każdego dnia bała się, że będą mięli dość jej ciągłych problemów ze zbyt potężną mocą i wywalą ją stąd tak samo jak wujek Charlie dawniej. Jedyna nadzieja w jej bracie, który choć był jej bliźniakiem, to już od dłuższego czasu zajmował miejsce w gronie pedagogicznym. Była to zdecydowanie jej życiowa porażka. Weszła do pokoju i stanęła
 przy szafie, szukając wygodnego dresu na trening. Jednak szloch wydobywający się z łazienki, skutecznie jej to przerwał. Westchnęła ze smutkiem. Chciała jakoś dać jej znać, że rozumie, że wie. Czuła taką bezsilność, nie wiedziała jak jej pomóc.
- Henzel! Wyłaź, nie jesteś tu sama! - ona tego potrzebowała. Normalnego traktowania, nie cackania. A Leah była kimś, kto doskonale o tym wiedział.
Drzwi łazienki uchyliły się, a drobna blondynka wślizgnęła się do pokoju. Zapuchnięte oczy próbowała bezskutecznie zakryć przydługą grzywką. Druga z dziewczyn krytycznie przyjrzała się długim stronkom, które kiedyś prawdopodobnie były pięknymi włosami.
- Co powiesz na małą odnowę ? Mam całkiem fajną farbę do włosów.
Mniejsza dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła, delikatnie kiwając głową.



♥♥♥

    Hermes, choć skupiony na wyjaśnieniach dla swoich towarzyszy, wciąż nerwowo zerkał na telefon w kieszeni. Wyłączył go. A on NIGDY tego nie robił. Bał się trochę, że mu wysiądzie zbombardowana wstrzymanymi wiadomościami. 
- Żadnego wina ? - pytał raz za razem załamany Dionizos.
- Żadnego, a już zwłaszcza Olimpijskiego.
- Totalny odwyk, co Di ? - Apollo mimo wszystko nie tracił dobrego humoru. W końcu co mogło pójść nie tak ? To tylko kolejna fantastyczna przygoda.
- Jedynie dyrektorka wie kim jesteście. Dla wszystkich innych jesteście zwykłymi herosami, więc się zachowujcie. Do tej pory uczyliście się razem, poza Twierdzą, tak wyjaśnicie swoje umiejętności. Macie całkowicie nowe tożsamości. Proszę, to wasze dokumenty i historia. Na pamięć się jej wyuczcie!
Odetchnął z ulgą, ze to już koniec. Z nieskrywanym uwielbieniem wyciągnął swoją komórkę i włączył ją, oczekując pięknego dźwięku powiadomienia. W tym czasie Apollo już zaglądał przez ramię Dionizosa, na jego papiery.
- Derrick Gave - przeczytał na głos.
- Serio ? Coś czuję, że nazywasz się z nas najnormalniej. Cóż za ironia... - skomentował ich znudzony towarzysz, przyglądając się przy tym ze znudzeniem Hermesowi.
- Czyli mogę Cię nadal legalnie nazywać Di. Super! Ja jestem Nicolau... Nicolau Léonardo Gauthier. Podoba mi się. Uuuu i jestem francuzem! Oui, je suis le plus mignon d'entre eux. Są tu jakieś ladies ? Byle nie ładniejsze ode mnie... La blague! To niemożliwe, bien sûr. 
- Och, daruj sobie. Francesco Gérard Michael Betito, jak jakiś goguś...
- Raczej włoch.
Mężczyzna kątem oka sprawdził czy bóg podróżnych patrzy i szybko wymazał dane.
- Frank Baker, niewiele lepiej, ale jednak.
- Hej,jak to zrobiłeś ? - spytał zdziwiony Apollo.
- "Frank" ma specjalne względy Hekate.
- Jakbyś zgadł, Hermesie, ale wiesz...
- Spokojnie, nie ma jakiś twardych zasad, możeciepewne rzeczy pozmieniać.
- W takim razie dzięki Ci na wszystkich bogów! Frank, syn Hefajstosa... Kto by w to uwierzył ? Ta śliczna buźkanie mogłaby być jego dziełem.
- Ale jakoś musimy uzasadnić Twoje ogniste zdolności.
- Więc będę synem Hekate, proste. 
- Niekoniecznie bardziej wiarygodne. Ja bym na przykład uwierzył, że jesteś jego synem. Inni też by uwierzyli. Gorzej jakbyśmy próbowali im wmówić, że JA jestem jego synem... A Ty i on... jesteście nawet podobni!
- Apollo, jak...?!
- A, a, a... Nikolau. N-I-K-O-L-A-U.
- Nieważne, możemy już iść ? - spytał bóg wina.
- Tak, jasne. Jak wiecie, wasze moce są osłabione na ziemi,prawie tak jakbyście faktycznie byli tylko herosami. Więc, jeśli teraz pójdęto raczej mnie nie wezwiecie, ani nic.
- Wyluzuj, Hermesie. Jesteśmy gotowi. Twierdza jest nasza.

niedziela, 20 marca 2016

Prolog

Zeus z frustracją rozejrzał się po zebranych. Wszyscy byli tacy beztroscy, nie rozumieli co nadchodziło, jak wielkie niebezpieczeństwo na nich czyhało. Tylko jak miał im to przekazać, podczas gdy... O nie! Z przerażeniem złapał w rękę złoty kielich, przyglądając się swemu odbiciu. Nierówno przystrzygł brodę! Takie niedopatrzenie... Z konsternacją przyjrzał się wszystkich. Chyba nie zauważyli. W zamyśleniu zaczął bawić się tym swoim skarbem, w nadziei, że to zniweluje nierówność w ich oczach. Ale zaraz... O czym to on myślał ?
- Zeusie ? Wytłumaczysz nam, czemu się tu zebraliśmy ? W takim... gronie ?
- A, tak... Tak... - niemalże czuł jak w głowie zapala mu się mała lampeczka. - Zebraliśmy się tutaj,ponieważ... No...
- Mojry wypowiedziały kolejną PRZERAŻAJĄCĄ przepowiednie - dopowiedział Apollo z wyraźną kpiną w głosie. - Ekhem... Kontynuuj, Ojcze... - dodał, widząc jego twarde spojrzenie.
- Wynika z niej, że w ciągu najbliższego roku, ktoś zwróci się przeciwko mnie i nastaną czasy wojny. Mojry uważają, że to co nadchodzi będzie o wiele gorsze od samej Tytanomachii... - zgromadzeni na te słowa mimowolnie wzdrygnęli się. - Podały też dość... szokującą sugestię, że herosi będą mieli znaczny wpływ na nasze losy i szalę zwycięstwa. Dlatego postanowiłem, że któryś z Dwunastu MUSI być na miejscu i kontrolować ich.
- W takim razie dlaczego jest nas tutaj tylko ósemka ?
- Niektórzy bogowie są z góry skreśleni z powodu swych obowiązków tutaj - bądź mogliby pozabijać herosów, dodał w myślach, mając przed oczami obraz Hery, swojej wiecznie zazdrosnej żony.
- Przykładowo ja - wskazał z uśmiechem na siebie. A widząc pytające sppojrzenia dodał - Jestem tu dla zwykłej formalności,wiecie przecież, że absolutnie wszystkim na Olimpie i poza nim zajmuję si...
Dźwięk wibracji telefonu skutecznie przerwał Hermesowi jego wywód. Z przepraszającym uśmiechem oznajmił o wzywających obowiązkach i, bez pozwolenia Zeusa, odszedł od stołu.
- Aby było sprawiedliwie, odbędzie się losowanie. Czy ktoś jeszcze nie może wziąć w nim udziału ? - wszyscy bogowie jak jeden mąż zerwali się z miejsc i zaczęli nawzajem przekrzykiwać. Po kilku minutach uważnego wsłuchiwania się, Zeus w końcu im przerwał.

- W losowaniu z naszego grona nie wezmę udziału ja, Hermes... Atena i Artemida
- No nie, znowu je faworyzujesz - burknął Apollo z wyrzutem. Zeus jednak to zignorował, podobnie jak długi monolog Dionizosa na temat tego jak bardzo on, bóg wina, jest potrzebny tutaj. Prośby były jednak na darmo, bóg nie zmienił swojej decyzji.
- Hebe, kochanie... - młoda, drobna bogini na te słowa natychmiast się pojawiła. 
- Tak, Ojcze ? - melodyjny, lekko dziecinny głos zdawał się zagłuszać wszelkie otaczające ich rozmowy. Zeus uwielbiał w swojej córce właśnie tą niewinność i roztaczaną wokół aurę.
- Mogłabyś...
- Wszystko już gotowe - z lekkim uśmiechem podała mu szklane naczynie wypełnione kartkami. - Każdy ma wrzucone po cztery głosy, czyli razem wszystkich jest dwadzieścia. Udział biorą Posejdon, Hestia, Apollo,Demeter i Dionizos - dodał już znacznie głośniej. Zeus z niepohamowaną ekscytacją zanurzył w papierkach rękę i po dłuższej chwili w kocu wyłowił jedną. Z dramatyczną szybkością począł go rozwijać. Apollo, mimowolnie zaciekawiony, wychylił się nad ramieniem ojca i jako pierwszy odczytał imię.
- Moje gratulacje, Di! - wykrzyknął w stronę brata z olśniewającym uśmiechem.
- Apollinie!
- Sory, tatku! - wyszczerzył się jeszcze bardziej, doskonale zdając sobie sprawę, że cokolwiek nie zrobi i tak zostanie mu wybaczone.

- Dionizosie ? Słyszałeś wyrok, to znaczy wynik ?
- Co ? - ze zdziwieniem wychylił się znad ogromnego kielicha pełnego wina.
- Zostałeś wylosowany - oznajmiła mu chłodno Atena.
- To niemożliwe! Ja przecież miałem nie brać w tym udziału, tak ? Ojcze ?
Zeus przyjrzał mu się krytycznie i... postanowił. Przecież nie mógł tego pijaka i syna marnotrawnego zostawić tam samego! On potrzebował opiekuna...
- Dionizosie, ponieważ jesteś moim ULUBIONYM synem, daje Ci prawo wyboru dwóch towarzyszy. Kogokolwiek zechcesz.
Młody bóg zaczynał w końcu kojarzyć fakty. Rozejrzał się po zebranych, przywołując na twarzy jeden ze swoich najwredniejszych uśmiechów.
- Apollinie... Zechciałbyś mi towarzyszyć w tej arcyważnej misji ?
I w tym momencie, po raz pierwszy od kilkuset lat, bogu prawdy zrzedła mina.
Czarno to widział.
Nomida zaczarowane-szablony